Ach, Orebiciu, Orebiciu! Dalmatyńskie Dębki! Karwio Chorwacji! Skąd ten zachwyt największym miasteczkiem półwyspu Peljesač? Czy stąd, że można się tu poczuć, jak nad ojczystym Bałtykiem? Język polski jest drugim tu obowiązującym w lecie, stając się nieledwie urzędowym. W miejscowej lodziarni lokalna obsługa posługuje się nim już lepiej niż Mickiewicz i Słowacki razem wzięci. A to nie Szewska w Krakowie, ani Chmielna w Warszawie. To bulwar nadmorski nad Adriatykiem!
Właściciel restauracji Stari Kapetan, zsiadając ze swego harleya przyznaje, że nie wie, skąd w Polakach chęć posiadania idoli, gdy według niego dla Chorwata liczy się dom, rodzina i bezpieczeństwo. Celebryta, choćby i piłkarski - już mniej. - Nie znamy tego masowego zachwytu - zarzeka się, lecz pyta mimo tego o fenomen Roberta Makłowicza. - To mój przyjaciel, moi rodzice mieszkają niedaleko jego chorwackiego domu. Znamy się od lat - twierdzi. Run na Orebić i Peljesač łączy z popularnością galicyjskiego dziennikarza, onegdaj krytyka kulinarnego "Gazety w Krakowie", dziś - cyfrowego twórcy - o kórym to zawodzie wówczas nikt jeszcze nie słyszał. W jego programach Peljesač jest niemalże Edenem spływającym obłędną oliwą i wspaniałym winem.
  Tak musiało być rzeczywiście w raju: gorąco z oszałamiającym
  niekończącym się urodzajem winnych gron i fig,wśród niebywale
  szkicowanego przez przyrodę krajobrazu. Ale czy
  jednocześnie tak nieprzyjaźnie, wśród przepaścistych kanionów,
  niemal pionowych zboczy, po których jeżdżąc miejscowi wykonują swymi
  autami cyrkowe sztuczki, zaś przyjezdni balansują zlani potem na
  niewidzialnej, cienkiej jak pajęcza przędza linii dzielącej życie od
  śmierci? To nie raj, to piekło - można usłyszeć. No cóż, to trzeba
  zobaczyć na własne oczy, by kochać lub nienawidzieć.
Polacy spod szczęśliwej gwiazdy
    Restaurator z Orebicia ma o Polakach bardzo dobre zdanie. -
    Doskonale! Albośmy to jacy tacy? - można by pomyśleć patriotycznie i z
    aprobatą. - Polacy to bardzo zaradni ludzie i bardzo bogaci.
    Nikt tu w Chorwacji nie kupił tylu domów, ile
    ludzie z Polski. I nie targują się tylko bez dyskusji
    płacą nawet milion euro za willę nad Adriatykiem - mówi szef
    popularnej letniej knajpy przed hotelem "Adriatic". Akurat obok na
    sprzedaż jest kapitańska willa z 1857 roku, położona nad samym morzem
    w centrum Orebicia, za - bagatela - półtora miliona euro. Restauracja
    mieści się przy bulwarze Šetalište Kneza Domagoja i ma to do siebie, że
    kelnerzy donoszą klientom jedzenie z kuchni,
    która jest w hotelu po drugiej stronie ulicy, lawirując między
    napierającą wrzącą lawą turystów ze wszystkich zakątków Europy, mknącymi w
    tym tłumie asteroidami skuterów oraz meteorytami hulajnóg
    i rowerów.
  
  
    Jak im to wszystko nie wypada z rąk na asfalt, tego najtęższy umysł
    nie jest w stanie dociec. Ale ta symbioza, ten żywioł, trwa i nic mu nie
    przeszkadza. Napotkana na statku wycieczkowym "Dalmatinac" Chorwatka,
    właścicielka
    kućy za odmor czyli turystycznej kwatery dla turystów
    nieopodal słynnego zamku Varaždin w pobliżu stolicy kraju Zagrzebia nie
    rozumie, o co tyle hałasu. Jej zdaniem koszty utrzymania domu w Dalmacji nie
    są bowiem nieistotne. A Polacy i m.in. Niemcy, płacą, bo muszą.
    Mycie okien to sto euro, koszenie trawnika (jeśli popełnimy
    ten błąd) - trzysta. Nie mówiąc o ciągłym doglądaniu, którego koszt
    jest stały i dotkliwy. Lecz
    dwadzieścia lat temu dom w Chorwacji z dala od morza kosztował tyle
    co kawalerka w Krakowie. A gdy się ma przyjaznych sąsiadów - jak mówi
    w swoich programach Robert Makłowicz - koszmar wszechobecnego
    pieniądza schodzi na drugi plan.
  
  Kapitańska legenda Orebicia
      Rok w rok w maju Festiwal Kapitanów Peljeszaca przypomina
      historię kapitanów z półwyspu. Impreza odbywa się na odremontowanym Placu
      Mimbelli, nieopodal wspaniałych willi, domów kapitańskich, które w
      dawniejszych czasach zajmowali kapitanowie z Peljesača.
      Orebić był bowiem niegdyś morskim
      centrum Morza Śródziemnego. Tutaj, podobnie jak w Pireusie czy
      Amsterdamie, statki przed wpłynięciem do portu uruchamiały syreny, witając
      gościnne nabrzeże. Z brzegu honorowano nadpływające jednostki
      machaniem prześcieradłami i biciem dzwonów z wieży klasztoru
      franciszkanów Matki Bożej Anielskiej, patronki żeglarzy. 
    
    
      Na widok nadpływających statków oddawano także salut armatni z
      gmachu, w którym dziś jest Muzeum Morskie w Orebiciu. 
Orebić i Riwiera Pelješaca wychowały dwa tysiące żeglarzy oraz ćwierć tysiąca kapitanów, a w tutejszych stoczniach wybudowano w ciągu setek lat co najmniej 90 żaglowców. Tutaj wielu z kapitanów osiadało, wybierając emeryturę z widokiem na szlak morski. Dożywali swych lat u stóp góry św. Eliasza (sv. Ilja) liczącej 961 m n.p.m. Tutaj na przyklasztornym cmentarzu wśród strzelistych cyprysów znaleźć można rodzinne mogiły armatorów, którzy mieli w Orebiciu swe siedziby. Są i nagrobki kapitanów.
    Orebić i Riwiera Pelješaca wychowały dwa tysiące żeglarzy oraz ćwierć tysiąca kapitanów, a w tutejszych stoczniach wybudowano w ciągu setek lat co najmniej 90 żaglowców. Tutaj wielu z kapitanów osiadało, wybierając emeryturę z widokiem na szlak morski. Dożywali swych lat u stóp góry św. Eliasza (sv. Ilja) liczącej 961 m n.p.m. Tutaj na przyklasztornym cmentarzu wśród strzelistych cyprysów znaleźć można rodzinne mogiły armatorów, którzy mieli w Orebiciu swe siedziby. Są i nagrobki kapitanów.
Dawniej morze, dziś turystyka
      Orebić to siedziba chorwackiej gminy w
      żupanii dubrownicko-neretwiańskiej, liczącej w sumie ponad 4 tys.
      mieszkańców. Miasteczko powstało na przełomie XV i XVI wieku na terenie
      ówczesnej Republiki Dubrownickiej. Źródłem utrzymania mieszkańców
      było morze. Do XVI wieku miejscowość nazywała się jednak Trstenica, stąd
      też w Orebiciu zatoka i plaża Trstenica (Plaža Trstenica). W 1586 roku żeglarze z rodu Orebić pośrodku miasteczka
      pobudowali zamek, a nazwa została zmieniona na Orebić. Miejscowość
      była od XIV do XIX wieku siedzibą książęcą. Stopniowo od XVII wieku
      statki mieszkanców Peljesača nabierały coraz większego
      znaczenia w marynarce handlowej Dubrownika. Rodziny posiadające
      statki stawały się coraz zamożniejsze,
      inwestując wspólnie w żaglowce.
    
    
      Gwałtowny rozwój nastąpił, gdy ziemie te przeszły w
      jurysdykcję cesarstwa austro-węgierskiego. Dostęp do morza dla
      monarchii stał się szansą na budowę iluzji oceanicznej potęgi.
      Dlatego też - zwłaszcza w drugiej połowie XIX wieku - rozwój przemysłu
      morskiego i stoczniowego w Orebiciu pzyspieszył.
      W 1865 r. założono w mieście spółkę akcyjną, której celem była
      budowa i eksploatacja dalekomorskich statków. Firma ta działała później
      jako Morska Wspólnota Peljeszaca (Pelješko pomorsko društvo). W 1875 roku spóka dała podwaliny pod stocznię w Orebiciu, którą
      oficjalnie otworzył sam najjaśniejszy, miłościwie panujący powładnym m.in.
      Galicji, cesarz Franciszek Józef. Przez 13 lat funkcjonowania
      stocznia dokonała napraw wielu jednostek oraz
      zbudowała trzy żaglowce. Po pierwszej wojnie światowej port ten
      stracił jednak całkowicie znaczenie przemysłowe. Dziś Orebić to
      rozwijający się od lat 60. XX wieku ośrodek turystyki wakacyjnej.
      Tłum z roku na rok nipokojąco gęstnieje. To wciąż port, ale teraz pływają stąd promy na Korčulę, statki wycieczkowe oraz morskie taksówki wożące wczasowiczów na
      pobliskie urokliwe wysepki. Ludzie żyją tu także z uprawy winorośli i
      produkcji wina oraz uprawy oliwek i tłoczenia wybornej oliwy.
    
  Wybierz plażę marzeń
    Problem z Orebiciem oraz Peljesačem jest
      i błahy, i poważny. Chodzi o plaże.
    Jest mnóstwo plaż w miejscowościach. Plaże mają miasta i wsie, plaże mają
    hotele, kempingi i obozowiska. Na ogół są wyposażone w prysznice. Często
    darmowe. Zdarzają się leżaki na wynajem. Dno jest czyste i bez jeżowców.
    Jedyny minus to... tłumy. I nie poprawia tego zabieg władz samorządowych,
    które stawiają zakazy wejścia ze zwierzętami.
  
  
    Rozwiązanie jest jedno. Plaża na uboczu, najlepiej dzika. Ale Peljesač to zbocza strome jak wspinaczkowe ściany. Strome drogi prowadzą prosto w dół, strach nimi jechać bez wcześniejszego
    rozpoznania. Wąskie na jedno auto, rzadko wyasfaltowane, często z
    ryzykownymi mijankami nad przepaścią. Tamtędy na pełnym gazie jeżdżą
    wyłącznie miejscowi... śmieciarze. W dodatku choć u góry szerokie
    pobocze kusi, często zdarza się, że za parkowanie grozi
    60 euro mandatu (do trzech dni jest zniżka 50 proc.). Trzeba więc
    wybrać, czy mozolić się na dzikiej kamienistej plażynce, czy iść
    pomiędzy ludzi, w większości - rodaków.
  
  Jak dojechać do cmentarza kapitanów w Orebiciu?
    By
    dojechać do
      cmentarza kapitanów w Orebiciu,
    mieszczącego się przy klasztorze franciszkanów, trzeba się udać na wzgórze w
    miejsce, skąd piechurzy wyruszają na wspinaczkę
      na szczyt Góry św. Eljasza. Jest tam niewielki parking, skąd chwila tylko dzieli nas od cmentarnego
    "archiwum" dawnej świetności Orebicia.
  
  
    Popatrzymy tam na dowody przeszłej wagi tego miasta, jakże innej niż
    dzisiejsza jego popularność. Co jest bardziej ulotne? Tego wciąż nie
    wiadomo... Które czasy zostawią po sobie lepszą pamiątkę?  Na tę
    odpowiedź trochę zaczekamy.
  
  
    A gdybyśmy mieli problem z tą starszą wersją, wystarczy kliknąć w
    Mapy Google.
  
  Na brzegu morza.
Nadmorskie rezydencje i ogrody w Orebiciu.
Zakamarki Orebicia
Więcej ciekawych miejsc do odwiedzenia znajdziesz pod adresem www.wycieczkazadyche.pl lub po prostu wycieczkazadyche.pl.














 
 
 
 
 
 
Znasz? Skomentuj!